wtorek, 1 stycznia 2008

Just watch the fireworks

Kocham fajerwerki. I tylko dlatego jeszcze lubię sylwestra, za ten półgodzinny spektakl koloru na niebie. Wtedy mogę nie myśleć o niczym innym, zaprzestać interakcji z resztą populacji i podziwiać. Tak właśnie, podziwiać. Szkoda że to tylko pół godziny, w sumie sylwester mógłby być częściej. Co miesiąc? Przynajmniej jakieś filmy puszczą porządne w telewizji. Grzańca się zrobi, z pomarańczami, goździkami i cynamonem.

Nowy Rok przyszedł i się panoszy już, chociaż na razie stoi dopiero w progu. Już mi daje do zrozumienia, że moje życie stanowczo, grubą i wyrazistą linią podzielone jest na jawę i sen i że te dwie części raczej nie zmieszają się ze sobą. A ja tymczasem myśląc siedzę i siedząc myślę jak by tu oszukać tego idiotę z ósemką na końcu. Żeby został gdzieś daleko z tyłu na opuszczonej wyspie, kiedy ja będę odpływać na statku, którym od tej chwili ja bym dowodziła. Kapitan Joanna Konieczna. Czyż to nie brzmi dumnie? Pomachałabym mu z oddali, aż by mu się te zera zamieniły w jakieś marne, zdechłe kropki. A co!

Kupię miecz i wyruszę na wojnę, bo cóż tu innego robić. Wszystko trzeba na tym świecie robić samemu, no doprawdy! Samemu.

Thirty two's still a goddamn number, thirty two still counts.

2 komentarze: