W związku z tym trzeba było skorzystać z tego ostatniego dnia, dzięki czemu udało mi się pozyskać zdjęcia kolejnych dwóch zaległych wytworów, które z powodzeniem już od jakiegoś czasu noszę.
Pierwszą jest czapka, o wdzięcznej nazwie "Gwen Stacy", bo wzorowana jest na tej którą nosiła Emma Stone w Niesamowitym Spidermanie. Wzór jest cudowny, kolor też, więc uznaję ją ogólnie za sukces.
Druga jest rzecz, z której dumna jestem chyba jeszcze bardziej. Szal czy też komin zainspirowany tymi z Celapiu, którego zrobienie zajęło mi prawie rok. Nie żeby było tak skomplikowane, ale dzierganie długich dwustronnych pasków nie jest najbardziej fascynującym zajęciem, a ja na drutach szybko się nudzę jeśli nie mam jakiegoś warkocza albo ażuru. Ale efekt końcowy wart był tego, żeby w końcu skończyć co zaczęłam.
Wszystkie zdjęcia są autorstwa mojego ulubionego fotografa Stefana, który oprócz tego zrobił mi jeszcze kilka fajnych czarno-białych foci kiedy hasałam po śniegu w białej sukience. Modelką nie jestem zbyt wprawną, ale mój egocentryzm i narcyzm został nakarmiony, mogę uznać niedzielę za udaną i niniejszym powrócić do serialu o musicalu i być dalej nudną zwyczajną Asią. Oh yeah.
A niech to. Właśnie przeglądałam sobie komentarze pod postem u pimposhki i postanowiłam odwiedzić Twój blog i aż się zastanawiam jak to się stało, że dopiero teraz go "odkryłam". Jakież cudowności. Lecę nacieszyć oczka Twoimi pięknymi pracami. No i oczywiście obserwuję, bo jest co :)
OdpowiedzUsuń