No to będę grzeczna. Nie wiadomo jak i kiedy minął czerwiec, z przepisowymi burzami i całkowitym brakiem weny. Do nauki także, ale na szczęście sesję udało się jakoś przetrwać bez większych porażek na polu bitwy (co nie znaczy, że bez żadnych. No ale student bez poprawki to jak... eee... jak sama nie wiem co bez czegoś). Zdałam kobylasty egzamin, który jest legendą mego wydziału, więc chyba sama jestem legendą razem z moimi fellow students. A aktualnie przybyłam do domu i mam zamiar długo i dokładnie robić Nic. Od tego w końcu są wakacje, co nie?
A scrapowo bida z nędzą (bez bakalii) bo weny jak nie było tak nie ma, i robie tylko to co muszę. Czyli głównie wpisy do wędrowników, których i tak pokazać nie mogę. Ale zorientowałam się, że nie było tu jeszcze mojego dniomatkowego wordbooka (nie było dzięki mojemu cudnemu laptopowi, który teraz już w ogóle zaprotestował i chyba przestanę go lubić. Ale wokół mnie jakoś ostatnio wszystko się psuje albo jest psute, no wszystko, including myself) więc wordbooka pokażę, choć to nic specjalnego. Ale niech no będzie. A kiedy się porządnie wyśpię może napiszę coś jeszcze.
Przepraszam że zdjęcia takie se, ale ten komputer nie jest w stanie uciągnąć fotoszopa i nie mogę pokadrować. Poza tym pada, akurat teraz kiedy ja przyjechałam na wakacje i chciałam leżeć na słońcu z książką całymi dniami.
PS. Przepraszam też za te angielskie wtrącenia, ale studia wgryzły mi się w musk i nie umiem inaczej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Równo co miesiąc Cię opieprzam ahahahaha
OdpowiedzUsuńahahaha
Ale przynajmniej przynosi to skutki ;)
nie rozpaczaj, bo nie jest tak źle ;) bardzo mi siem podoba ostatnia strona.
OdpowiedzUsuńmój komp ciągnie fotoszopa ale juz ledwo ledwo i tylko czekam na nowy kompjuter [który najwcześniej pojawi się na jesieni -..- chyba zwariuje do tego momentu]
cudny!
OdpowiedzUsuńale znowu nic nowego;P