Kolejny film z listy nie jest jednym z tych nominowanych do nagrody ani za najlepszy film ani za najlepszą reżyserię. Nominacje jednak ma, nawet dwie, zalicza się więc do mojego przeoscarowego maratonu. A film ten to "Żelazna dama".
Film, wedle wszelkich zapowiedzi i zwiastunów, miał opowiadać historię Margaret Thatcher, jednej z najbardziej wpływowych i znanych ostaci ze świata polityki. Miał. A o czym opowiada faktycznie? I tu tkwi problem - ja wciąż nie jestem tego pewna.
Spodziewałam się, że "Żelazna dama" będzie filmem biograficznym, pewnie trochę sfabularyzowanym, skupiającym się na opowiedzeniu jak to się stało, że dopuścili babę na najwyższe stołki. Tymczasem Margaret jaką widzimy w filmie to głównie zagubiona starsza pani, która sama już chyba nie do końca pamięta jak to z nią było. To na tle tego obrazu starości Thatcher zbudowana jest reszta, ale szczerze mówiąc, ta reszta jest najsłabszym elementem filmu, co jest dość niefortunne ponieważ stanowi, na oko, jakieś 70% całości.
Przez cały seans zastanawiałam się jaki był zamysł reżyserki. Biografia ukazana z punktu widzenia samej Thatcher? Ukazanie całej jej drogi od początku do końca, od wzlotu aż po upadek? Po którejś z kolei sekwencji "dramatyczne ujęcie - dramatyczna muzyka - wybuch" zdawało mi się nawet, że reżyserka chciała zrobić z tego film akcji. Wyjaśnienie które najlepiej wyjaśnia format tego obrazu i, mam nadzieję, jest najbliższe prawdzie jest takie, że miał on ukazać życie Thatcher tak, jak ona sama widzi je w swoim, nie do końca już zdrowym, umyśle.
Sekwencje cofające nas w przeszłość to tak naprawdę zlepek urywków, scen, obrazków dość nieumiejętnie sklejonych ze sobą, którym towarzyszy dramatyczna, oczywista i po prostu kiepska muzyka. Niestety moim pierwszym skojarzeniem były pierwsze wprawki ucznia szkoły filmowej, który z materiałów archiwalnych i własnych amatorskich ujęć próbuje sklecić coś, na co publiczność pewnie ma zrobić wielkie "łał". "Łał" zdecydowanie nie było, było parę razy "och", bo w kinie Apollo są seanse 5D za cenę 2D i fotele się trzęsły przy każdym wybuchu. Trzęsła się też ręka operatora, kolejny zapewne zamierzony zabieg, który mnie jednak irytował i powiewał trochę brakiem wprawy. Nie wiem też dlaczego uparcie decydowano się by pokazywać polityków mówiących do Margaret z dołu, jakby z perspektywy siedzącego psa karconego przez jego pana. To chyba nie o to chodziło?
Przez taki "urywkowy" sposób realizacji wszystkie poruszone wątki potraktowane są bardzo powierzchownie, ledwie muśnięte, więc jeśli ktoś nie zna historii Wielkiej Brytanii to z tego filmu wiele się o niej nie dowie. Zresztą, wątki z życia osobistego potraktowane są prawie dokładnie tak samo. A to wszystko poprzetykane najbardziej natchnionymi z cytatów, które nawet w ustach Meryl Streep brzmiały mi sztucznie.
A skoro już wspominam o Meryl, to jest ona dla mnie jedynym powodem dla którego chociaż trochę warto ten film zobaczyć. Głównie w scenach ukazujących już starą Margaret świetnie pokazuje ona swoje aktorskie zdolności, razem z Jimem Broadbentem (Denis Thatcher) ratując trochę ostateczny efekt.
Słowem podsumowania chciałam tylko powiedzieć, że reżyserka to chyba ma jakieś poważne chody w Hollywood albo przynajmniej trzyma sztamę z Meryl, bo jak udało jej się przekonać tak świetną aktorkę do zagrania w dwóch tak miernych filmach (zrobiła też "Mamma Mia!") to ja nie mam pojęcia.
Jak już wspominałam - możliwe, że taki właśnie był zamysł pani reżyserki. Ukazanie stanu umysłu starej, zniedołężniałej kobiety, która kiedyś coś tam znaczyła. To wyjaśniałoby wiele zarzutów, które postawiłam wyżej, ale nawet jeśli tak jest, to nie wycofuję się z niczego. Możliwe, że poszłam na seans ze złymi oczekiwaniami. Nie zmienia to jednak faktu, że do mnie tam taka wizja nie trafia, ale przynajmniej zaśmiałam się szczerze kiedy Maggie stąpała po płatkach róż przy akompaniamencie chórów anielskich.
Ode mnie dostał 5/10. Za Meryl.
Żelazna dama (The Iron Lady). Reżyseria: Phyllida Lloyd, scenariusz: Abi Morgan. Grają m.in. Meryl Streep, Jim Broadbent.
Nominowany w kategoriach: Najlepsza aktorka pierwszoplanowa (Meryl Streep), Najlepsza charakteryzacja.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz