Wczoraj za to Ami urządziła mini-warsztaty dekupażowe, których efektem było wykonanie przeze mnie tego oto wieszaka:
oraz moje twarde postanowienie, że kupię sprzęt i materiały i włączę decoupage w listę zainteresowań, bo straszliwie mi sie spodobało. Spotkanie było też okazją do wręczenia gwiazdkowych ( :P ) prezentów w gronie Loży Sz. Tym razem miały być aż dwa zrobione własnoręcznie a oto co wymyśliłam:
- kalendarze na biurko, miesięcy jest 12 a zdjęć 4, do zmieniania wedle upodobania. Moje pierwsze wprawki bindownicowe, sprężyny trochę pogięte ale jakoś dałam radę :)
- zakładki bliźniaczki, aczkolwiek dwujajowe. Mało podobne, ale widać, że pewne geny są te same, na przykład szew 'pieluchowy', złoty puder do embossingu i motyle ;)
Wszystko powstawało nie przy muzyce, co jest u mnie bardzo dziwne, ale przy cudownym programie 'Whose line is it anyway?' ( a show where everything is made up and the points don't matter ). Polecam na zimową chandrę, ja nieraz płakałam ze smiechu :D Tylko zaznaczyć trzeba, że głównym point tego szołu jest całkowita improwizacja. Jako prezent moja ulubiona 'Irish drinking song' z tegoż programu, w której wszystko się posypało. Enjoy ;)
Bardzo fajny kalendarz, podoba mi się pomysł i wykonanie. Do szwów pieluchowych też mam ostatnio słabość ;)
OdpowiedzUsuńA Whose line uwielbiam ;) W Anglii leci to codziennie dwa razy i zawsze miałam swój mały rytuał oglądania. Ja najbardziej lubię "Scenes from a hat" i Colina. Wszystkie odcinki do obejrzenia http://tnij.org/coou. Na jutjub polecam też wszystkie bloopersy. Może też Ci się spodobać TV show QI, z angielskim poczuciem humoru ;)
ale fajne te kalendarze!!!! :)
OdpowiedzUsuńI piękny masz banerek :)