niedziela, 28 października 2007

Strachy Na Lachy - Autor

Coś konkretnego nareszcie. Pobudzona chęcią pisania postanowiłam przelać na klawiaturę moje odczucia związane z koncertem na którym byłam w czwartek, czyli 25 października 2007 roku. Jak widać po tytule, koncert był Strachowy i promocyjny, w sensie że promowali nową płytę, która jeśli ktoś się nie orientuje, zawiera piosenki Jacka Kaczmarskiego w wykonaniu Grabaża i reszty.
Koncert miał jak dla mnie najlepszą w takim przypadku formułę dwuczęściową - jako, że płyta wyszła parę dni wcześniej trudno było dobrze znać piosenki z nowej płyty, więc stanowiły one część pierwszą, do posłuchania i przekonania się z czym to się je. Jak dla mnie to można z czymkolwiek, bo smakowite bardzo, moje ukochane teksty Kaczmarskiego połączone z charyzmą Grabaża i Strachowymi aranżacjami dają mieszankę która jest budyniem śmietankowym dla moich uszu (i oczu też, ale o tym później). Gwoli ścisłości, lubię budyń śmietankowy. Zagrane zostały oczywiście utwory nie umieszczone na płycie, bo jak sam Grabaż stwierdził, koncert to koncert i rządzi się innymi prawami. I warto było, bo nowa wersja "A my nie chcemy..." spodobała mi się bardzo. Jak zresztą cała reszta.
Część druga składała się z piosenek znanych i lubianych, a także nieznanych i mających być polubione, czy coś. I mimo, że żadna z naszych próśb dotyczących repertuaru nie spełniła się (zapewne przez ograniczenie czasowe ;) ) to i tak było cudownie, kiedy siedząc na balkonie na schodach spiewałyśmy, że "Hej, kobieto, po co ten płacz" i jakże na czasie "październikowy dzień, tramwaj ze studentami". Grabaż jest bez wątpienia osobą której obecność na scenie czaruje mnie niezmiennie za każdym razem kiedy go widzę, ma w sobie coś takiego, że uh. Być może to te pomarańczowe spodnie. A może po prostu to, że go kocham i tyle. Była oczywiście "Piła tango", no i "Pogrzeb króla" na czilałtowy bis. Żal, że to już koniec, ale przecież 8 grudnia znów zobaczę Grabaża ;) Wprawdzie w trochę innych okolicznościach, bo koncerty Pidżamy i Strachów to jednak dwie kompletnie różne rzeczy, inna publiczność, inny klimat. Ale zawsze. Plakat zawisł na mojej ścianie jako początek nowej kolekcji, a na opis zawędrował cytat "gdzieś między karą a winą". Grabaż lowe.

sobota, 6 października 2007

Musisz uwierzyć w siebie.

Posłuchaj nim przeczytasz


Próbuję ulec sugestii zawartej w tym utworze, i chociaż słucham go w kółko i na okrągło jakoś na razie nie potrafię. Być może wybrałam zły dzień na to, taki leniwy i 'nieogarnięty'. Nic tylko leżeć w pościeli w kwiatki i zastanawiać się nad swoim losem. Studia zaczynają się i rozkręcają też powoli i leniwie. Przepadające zajęcia, walijskie słowa nie do wymówienia i chocomilk na przerwach. Próbuję być racjonalna i na przykład obliczać miesięczny budżet, jednakowoż czuję że i tak słabo mi to wyjdzie. W sumie mogłabym nie jeść. Na dobre by mi to wyszło. Mniejsza o to, muszę zebrać się w sobie i zacząć magazynować energię żeby do 19 ttrochę się jej zebrało, bo koncert bez energii iść nie można. Idę więc.

Achmed the Dead Terrorist

Hello! I am Lindsay Lohan!

poniedziałek, 1 października 2007